Mikej, dzięki Ci za Twe współczucie w kwestii braku mego rzekomego szczęścia do kobiet cnotliwych. Ale wydaje mi się, że nie czytałeś dokładnie tego, co napisałem. Po pierwsze nie ma kobiet (wiecznie i zawsze) cnotliwych - Ty znasz takie? Podaj mi przykład - z przyjemnością się nad nim pochylę i rozważę...
Oczywiście, musimy jeszcze doprecyzować, co rozumiemy przez pojęcie cnoty? W staropolskim języku zwykło się mawiać nawet, "cnotliwy kubek" - o kubku do picia np. wina lub wody. Co znaczyło tylko tyle, że kubek, który nazwano cnotliwym, wyczerpywał wszystkie znamiona kubka - w skrócie: był jak z obrazka. Takim, jakbyśmy go sobie wymarzyli, zamykając oczy i słysząc polecenie, opisz mi kubek. (mniej więcej coś takiego kiedyś tłumaczył prof. Miodek w TV). O taką cnotę nam chyba nie chodzi?
Choć może jednak - zamknij oczy i wyobraź sobie kobietę!
Mógłbym ciągnąć tak w nieskończoność na temat cnoty - wykład nawet 1,5h więc oszczędzę nam wszystkim tego - co by o zarzut wodolejstwa się nie narazić. Byłaby to zbędna ekwilibrystyka - sztuka dla przysłowiowej sztuki (ale chyba nie muszę Tobie dowodzić, że stać mnie na to?). Tym bardziej, że każdy z nas mniej więcej, rozumie, że chodzi o to, co byłoby puentą mego wykładu - o cnotę w rozumieniu kulturowym. Czyli w naszym przypadku chrześcijańskim, (wiem, jak tego wyrazu nie lubisz - czytałem Twe antykościelne uwagi) - o cnotę kobiety pobożnej (choćby już dziś zateizowanej) i wszystkie jej atrybuty, jakie przydał jej Kościół tj. wierność, małżeńskie oddanie oraz czystość - także przedmałżeńska, etc. Po prostu "Matka Polka". Mam rację? O to Ci chodzi!
Wszystkie te "wyobrażenia" przetrwały w kulturze (post)łacińskiej/ współczesnej europejskiej (post-cywilizacji zachodniej), jako pewien drogowskaz - ale sam przyznasz - dość odległy. Dziś, za kobietę cnotliwą uchodzi już nie taka, co dochowuje czystości, co to dopiero po ślubie i tylko z mężem - raz na zawsze jej poślubionym, ale taka, co gdy ma faceta, to nie daje dupy na boku (jednego na raz - choćby pod rząd wielu. No ale nie za wielu - a jakby nawet, to tę liczbę trzeba zaniżyć). Co nawet już nie dotyczy (zasada jednego na raz) flirtowania online - że o kamerkach internetowych i świeceniu nań golizną nie wspomnę (nie chce mi się powoływać na przykłady z tego forum, ale pewna Droga Dama tutaj obecna, udzielała mi jakiś czas temu korepetycji nt. tego, jak rozumie swoją porządność - polecam. Na pewno odnajdziesz).
Po drugie, pisałem o kurewstwie swój wykład, opisując zarazem łajdactwo mężczyzn, jak i kobiet. W skrócie, puentą było, że jest pewna istotna różnica podyktowana biologią, ale i względami kulturowymi pomiędzy płciami, która się objawia w tym, kto, kiedy i jak podchodzi do sexu. Chyba nie dość wyczerpałem temat, skoro masz pewne zastrzeżenia. Wybacz, nie chciałem przesadnie intelektualizować. To co piszesz, sugeruje mi jednak, żeś silnym deterministą biologicznym. Kto wie, może nawet bliska jest Ci socjobiologia lub psychologia ewolucyjna? Znasz li wiec takie nazwiska jak Wilson, Miller? To Miller własnie stwierdził, że kobieta dobiera partnerów sexualnych pod kątem tego, jakimi byli by ojcami ich potencjalnych dzieci. Wilson zaś to rozbudował i bardziej szczegółowo dookreśli kryteria doboru w kontekście kulturowym - jakie one są (czynniki atrakcyjności interpersonalnej) oraz jak przez ich pryzmat kobieta patrzy na nas (mężczyzn) w zależności od swego wieku i zw. z nim oczekiwań.
http://en.wikipedia.org/wiki/Sociobiologyhttp://en.wikipedia.org/wiki/Evolutionary_psychologyPrawda jest taka, że sex jest, zawsze był (przynajmniej od kiedy zrodziła się kultura - a zatem od zaniechania rodziny pierwotnej) i będzie (?) towarem na rynku relacji interpersonalnych. Kobiety będąc przez wieki w relatywnie upośledzonej społecznie pozycji (choć zarazem uprzywilejowanej - przynajmniej w niektórych warstwach społecznych, patrz "kultura rycerska"), nauczyły się manipulować nim dla swoich celów... Sex przez wieki (w Europie przynajmniej) był drogi - aby go zaznać, należało się ożenić. Sex nie był dla przyjemności, ale dla progenitury. Jednocześnie zawsze istniała pewna liczba kobiet upadłych, która oferowała sex nie za małżeństwo - ale dla zabawy. Często wielu partnerom! Równie często za pieniądze (no bo skoro jest to towar deficytowy...).
Sytuacja społeczna współczesnych kobiet bardzo uległa pod tym względem zmianie, ale pewne reminiscencje pozostały. Wprowadzono równouprawnienie, nie likwidując (niestety?) uprzywilejowania - choć przywileje te straciły rację bytu już z chwilą równouprawnienia. Pytanie tylko, czy aby na pewno kobietom to wyszło na zdrowie? Całe to równouprawnienie? Sex stał się dobrem powszednim. Dostępnym dla każdego - niekoniecznie za pieniądze i często bez małżeństwa. Kto na tym wyszedł lepiej a kto gorzej - jak sądzisz? Kobiety, czy mężczyźni?
Kobiety czynnik sexu od pokoleń wykorzystywały jako główną determinantę męskich zachowań. Wspierała je w tym religia - nie tylko chrześcijańska ale i judaistyczna i muzułmańska. Można stwierdzić, że wyszło to naszej kulturze na zdrowie. Dzięki temu można było sublimować męski popęd sexualny w kierunku innych, bardziej wzniosłych celów. W pewnym sensie, upraszczając, mężczyźni szli na wojnę po to by zarobić, dać upust swojemu atawizmowi i... odpocząć od żon swawoląc przy okazji do woli
Wielkie odkrycia - nie tylko geograficzne, mają na ogół swe korzenie właśnie w sexualnej frustracji
I tak, podbiliśmy cały świat!
Tylko że dziś, cywilizacja białego człowieka się degeneruje... Murzyniejemy - jak w błogiej Afryce, pojeść, popić i popierdolić. I nic więcej...
Współcześnie w sytej Europie wojen raczej już nie ma. I miejmy nadzieję, nie będzie! (choć wojny kolonialne mogłyby powrócić - jak w Age of Empires, jeśli ktoś pamięta?
) Mamy rozluźnienie obyczajów i dominację promiskuityzmu. Patrząc więc przez perspektywę socjobiologii, można stwierdzić, że stoimy wręcz u apogeum sytuacji, w której kwestie kulturowe zaczynają odgrywać coraz mniej istotną rolę w doborze partnerów sexualnych. Zwłaszcza krótkoterminowych! W doborze parterów długoterminowych odgrywają zaś tylko rolę wtórną... Wracamy więc, jak chcą tego marksiści, do rodziny pierwotnej - niszcząc tradycyjną. Dlaczego biologia zaczyna rządzić a nie kultura i jak to się dzieje?
Kobiety wytwarzają podaż i kontrolują popyt indywidualnie, ale jest ich wiele i na rynku wolnej konkurencji, wzajemnie ze sobą rywalizują, (jak na ShowUp.tv - kto do mnie, ja dam więcej, ja więcej pokażę na ogólnym), sprawiają, że sex tanieje coraz bardziej, a kierując się sytuacją w której kobiety obdarowują swoimi wdziękami dość hojnie osobników płci brzydszej, którzy bynajmniej "opłaty odpowiedniej nie wnieśli", (co się tyczy nie tyle ShowUp.tv i internetu, co realnego życia i małżeństwa), w pewnym sensie, same sobie psują tym samym rynek, czyniąc pośrednio krzywdę - sobie i swoim przyszłym córkom.
Kwestia zasadza się na żeńskim libido, które każe im (jak wszystkim stworzeniom żywym) realizować biologiczny imperatyw dupczenia (Matka Natura uczyniła sex przyjemnym aby miały dzieci), determinującym w planie krótkofalowym dobór partnerów pod kątem 2 pierwszych czynników atrakcyjności interpersonalnej tj. 1) czynnika fizycznej atrakcyjności oraz 2) czynnika atrakcyjności społecznej na tle grupy odniesienia (to się trochę zmienia, jak go postrzegają, w zależności od stosownego wieku; w wieku młodszym dla kobiet jest to ich grupa odniesienia rówieśnicza / szkoły, więc atrakcyjność interpersonalną na tle grupy wytycza pierwszy czynnik - wysportowani, starsi, więksi, silniejsi, ważniejsi... bardziej imponują. Później rolę zaczyna odgrywać bardziej element wiedzy, za którym powinny stać pieniądze, ale na ogół są to tylko pieniądze).
Reasumując na kochanka krótkoterminowego, zwłaszcza w młodym wieku, kobiety poszukują "ładnych chłopców", - cokolwiek dlań to znaczy, (tacy są bardziej jurni, mają zdrowe nasienie - nic tylko niech mnie jebie i zapładnia, - tak instynktownie "myśli"/ czuje laska, choćby się zabezpieczała) a w dalszej kolejności by miał określoną pozycję społeczną na tle grupy odniesienia rzecz jasna. Tak, aby im imponował w danym środowisku, w którym się obracają wspólnie, (chociażby w danej subkulturze młodzieżowej - młoda pipka poleci na wrażliwego, długowłosego metala - choćby bez pieniędzy. Blachara poleci na BMW. Żetoniara na... Itd.
W pewnym momencie jednak się to zmienia - właśnie, kiedy, jak piszesz, kobiety dojrzewają (cokolwiek to znaczy) i zaczynają traktować życie "poważnie" (cokolwiek to też znaczy). Na ogół zaczynają wtedy szukać po prostu kandydata na męża i ojca ich dzieci.
Kogoś, przy kim mogłyby się zestarzeć... (moim zdaniem tyle to znaczy).
Ale wtedy to kobiety zaczynają stawać przed wymogiem spełnienia czyichś warunków, - męskich właśnie;> Dlatego często odzyskują swe cnotliwe i matronalne oblicze. A dzieje się to dlatego, że socjobiologiczne kryteria doboru partnera długoterminowego przez kobietę, zasadza się na dwóch ostatnich czynnikach (jest ich 3 ogółem) a zatem w pierwszej kolejności czynnika 3) prorodzinnego, o którym jeszcze nie wzmiankowałem, tj. stosunku mężczyzny/ potencjalnego kandydata do stałego związku, posiadania potomstwa, wychowania go (tego jakim byłby ojcem nie tylko biologicznym - jeśli dane mu w ogóle będzie wychowywać swoje dzieci SIC!), w dalszej kolejności drugiego czynnika tj. wzmiankowanego pow. 2) czynnika społecznego, a generalnie kasy i zdolności do zaspokojenia podstawowych potrzeb bytowych rodziny. I dopiero na samym końcu, kobiety patrzą wtedy na mężczyzn pod kątem czynnika pierwszego - czyli tego, czy 1) książę aby nie jest żabą. A nawet jeśli jest żabą, to ich własnym, kochanym ropuchem... (jeśli jest dobry, byłby fajnym ojcem dla ich dzieci, jest zaradny i potrafi utrzymać rodzinę - to czegóż chcieć więcej?).
Oto własnie kobieca dojrzałość!
Na tym się ona zasadza i tym wyraża - że (już) nie lecą na długość bolca i nagą klatę, ani nawet już nie na portfel i jego zasobność, ale na to niedoceniane "wnętrze", wrażliwość itp. oraz na to, aby portfel był zasilany - niekoniecznie dużą, ale stabilną kwotą.
No, niektóre kobiety są nad wyraz dojrzałe już za młodu! Tylko co z tego wynika...? I dla takich kobiet i dla takich mężczyzn? Ano wynika to, że osobnicy spełniający warunki doboru na partnera długoterminowego z reguły, kiedy wreszcie zaczynają je spełniać, stają się też świadomi tego faktu... I jeżeli faceci są tego świadomi, to nie oni muszą się starać o kobietę, to o nich się starają kobiety wtedy, a wraz z wiekiem jeszcze bardziej, niźli o tych pięknych chłopców, w młodości... Wielu facetów budzi się wtedy, po czasie, w przekonaniu, że popełnili błąd się żeniąc - że wcale nie musieli. Nie powinni. I co wtedy? Chodzą na dupy. Wtedy dopiero zaczyna się ich kurewstwo!
To to miałem na myśli, pisząc poprzedni swój post tutaj i tłumacząc rozbieżność między męskim a damskim łajdactwem.
Mężczyźni z reguły w młodości muszą uganiać się za kobietami. Starać się o nie. Silić - z różnym skutkiem. To chciałem wyrazić. A kobiety - wręcz odwrotnie (patrz ma przypowieść o suce i psie). Natomiast z wiekiem, ta relacja się zmienia - o 180'. Faceci, nawet nieszczególnie atrakcyjni w młodości, zyskują na atrakcyjności w kwiecie swego życia, który utrzymują bardzo długo (patrz przywołany przeze mnie Kaziu Marcinkiewicz czy JKM). I to kobiety zabiegać zaczynają o ich względy (oczywiście kupcząc sobą - patrz gry interpersonalne Bernego), niekiedy wręcz próbując z nimi zaciążyć. Czyniąc z siebie cnotliwsze, niźli były itp. itd. Co z tego wynika? A to już inna - często bardzo osobista i indywidualna dla każdego przypadku z osobna historia...
Reasumując, kobiety patrzą na mężczyzn przez pryzmat powyższych 3 czynników, w różnej kolejności, w różnym dlań wieku, w zależności od poziomu intelektualnego (choć bez przesady - akurat twierdzenie, że im bardziej rozwinięta intelektualnie kobieta, tym mniejszy jest wpływ czynników biologicznych na jej zachowanie, można między bajki włożyć). W przypadku tymczasowych kochanków (nie-poważnych związków) wpływ czynników pierwszych determinuje i wypacza czynniki dalsze (w skrajnym uproszczeniu idealizujemy, choćby podświadomie, ze ten śliczny chłopiec jest mądry, że mu się powiedzie, że byłby fajnym tatusiem wreszcie naszych dzieci), a w przypadku partnerów długodystansowych, których kobiety poszukują dopiero, gdy zaczynają odczuwać ciężar swego wieku, wprost odwrotnie (ten zaradny facet jest mądry, powiodło mu się, musi być dobrym ojcem, a czasem on jest dobry dla moich dzieci i powiodło mu się w życiu i wtedy tym bardziej nawet - czyż nie jest piękny! A przynajmniej znośny...).
Mężczyźni zaś są dużo prostsi, jak napisałeś - chcą rozsiewać swe nasienie. Również kierują się głownie względami atrakcyjności fizis. I myślą tak, że albo jestem pięknym chłopcem, baby na mnie lecą więc będzie pierdolenie i jak długo mogą, tak czynią, budując swoją strategię prokreacyjną na pierwszym ze wspomnianych czynników - swojej ładnej buzi/wyrobionej sylwetce, albo starają się podnieść swoją atrakcyjność poczynając od siłki poprzez podniesienie statusu społecznego (choćby oznaczało to modne i ciężkie do zdobycia w PRLu dżinsy - podobno rwanie na dżinsy wtedy było największe). Wreszcie, uczą się okazywać serdeczność i być miłym, towarzyskim.
I grać umiejętnie na tych "wartościach" - na które zwracają uwagę kobiety. Wiedząc jednocześnie, że im są atrakcyjniejsi, tym więcej mają okazji do rozsiewania swej spermy i u tym ładniejszych partnerek. Owszem, kogo innego szukając na żonę - a kogo innego do łóżka.
Pac, pałaca wart Kolego
I oczywiście, mimo mego słowotoku (choć nie pustosłowia mam nadzieję?) to duże uproszczenie! Nigdy nie jest tak, że są sami piękni etc. Świat jest pełen pośredniej szarości i pośledniości i jest tego obłego stworzenia więcej jak reszty. A to że dla każdej i dla każdego nie starcza "towaru z najwyższej pułki", to na końcu zazwyczaj Drogie Panie i Tani Panowie, kończą ze sobą nawzajem. Jak to powiedziała Brygida Bardot? "Świat jest mały, ostatecznie wszyscy kiedyś spotkamy się w łóżku." No może nie w łóżku - ale na ShowUp.tv owszem. Czemu nie!?
A właśnie... Dlaczego Drogie Panie się tu rozbierają. Czy tylko dla pieniędzy? Wiesz... Nie chce mi się jeszcze raz tego tematu poruszać - może więc jakaś z Drogich Dam się wywnętrzy? Zapraszam!