Ja regularnie uprawiam różne formy hazardu. Patrząc na całą moją karierę jestem mocno na minusie, a w samym lutym wygląda to mniej więcej tak:
1. Automaty do gier: zagrałem raz, poszedłem z koleżanką i jej znajomym na kebaba, traf chciał, że były tam dwie maszyny w 25 minut przegrałem 600 zł, za ostatnią 100 grałem jak desperat ustawiając stawkę 100 na 10 strzałów oczywiście nic nie było. Gdyby nie moja kumpela to przegrałbym więcej. Jak wróciłem do domu to chciałem tam wracać, ale pomyślałem, że pewnie jakiś "pedał" wyciągnął moją kasę i sobie odpuściłem:)
2. W Lotto gram regularnie, nawet jak nie ma kumulacji to puszczę jakiś kupon. Do soboty byłem na minusie ok 40 zł, przy kumulacji 30 milionów puściłem kuponów za 150 zł i trafiłem tylko jedną trójkę w plusie za którą dostanę dzisiaj 10 zł.
3. Zdrapki Lotto, wkręciłem się w nie około rok temu, trudno powiedzieć ile już wydałem na zdrapki bo gdy tylko jestem na stacji benzynowej, kiosku czy kolekturze to zawsze parę sztuk kupię. Tak na oko w lutym kupiłem ok. 50 zdrapek po 2 i 5 zł z czego zwróciło się może 25-30 zł, najgorsze jest to, że po drapaniu jestem cały w brokacie, jest on dosłownie wszędzie na ubraniu rękach zaroście a nawet włosach
4. Zakłady sportowe to mój konik, już w liceum prawie całe kieszonkowe przeznaczałem na obstawianie zdarzeń sportowych. O dziwo w lutym jestem na delikatnym plusie, ale w sobotę i niedzielę wszystkie kupony trafiły do kosza, ale przed weekendem mój lutowy bilans był całkiem niezły. Wiadomo, że w całej mojej 15 letniej przygodzie z bukmacherką zdecydowanie więcej przegrałem niż wygrałem, ale żeby nie było tak pesymistycznie to pochwalę się, że moja największa jednorazowa wygrana to 33 tysiące z hakiem obstawiłem 5 remisów w piłce nożnej za 100 zł
Mimo, iż mam świadomość tego, ze nigdy nie odzyskam straconych w hazardzie pieniędzy, to ja będę grał chyba do końca mojego życia. Nie wyobrażam sobie weekendu bez kuponów, bez tych emocji i adrenaliny.