Raz jeden w życiu spotkałem się z uczciwie żebrzącym. 99% żebrze o pieniądze.
Tymczasem kiedyś, kiedy stałem już przy kasie, podszedł do mnie człowiek w pewnej knajpce na dworcu kolejowym, stwierdził i zapytał:
Cytuj:
Jestem głodny. Nie kupiłby mi pan czegoś do jedzenia?
A że sam kupowałem dla siebie, to powiedziałem ekspedientce: Raz jeszcze to samo poproszę. Inni ludzie się go brzydzili i taktowali opryskliwie. A ja się go nie brzydziłem. Bo z niejednego pieca chleb jadłem. Usiedliśmy razem i zjedli. Jako, że nadchodził czas mojego pociągu, to na pożegnanie chciałem mu zostawić trochę pieniędzy. Odmówił. Ale (jak powiedział) - gdyby mi pan jeszcze coś do jedzenia kupił, wie pan, tak na później ...
Zdobył ten człowiek nie tyle moje współczucie, co szacunek.
Być może, mając takie doświadczenie jak wyżej, pusty śmiech mnie zbiera na widok tych "babek" żebrzących na S_u o pieniądze. A jak już jedna z drugą wymyśla jakąś historyjkę, to nawet szkoda na to słów.
Człowiekowi, który nie żebrze o pieniądze, a poprosi o coś do jedzenia - zawsze pomogę.